sobota, 14 listopada 2015

Moje poranki. Czyli jak sowa skowronkiem się stała

Witajcie w ten wietrzny listopadowy wieczór :)
Tak, za oknami już ciemno, noc nadchodzi, a ja o poranku pisać zamierzam, o ironio :)

Zacznę od tego, że poranki lubię... tak sobie, raz bardziej, raz mniej. Z natury jestem typem sowy, pamiętam jeszcze z czasów liceum, że dopiero wieczorem, gdy pora by była już grzecznie iść do łóżka, żeby rano nie wstawać smętnie do szkoły, ja ożywałam na maxa. Wena twórcza przychodziła tak znikąd, wypracowania na polski pisały się w okamgnieniu, a jeszcze parę godzin wcześniej smęciłam nad kartką papieru nie mogąc sklecić jednego choćby konkretnego zdania... Tak, tak właśnie było. Dziś też wieczorem potrafię czasami (podkreślam: czasami!) dostać takiego jakiegoś dziwnego energetycznego kopa, choć jeszcze w godzinach podwieczornych ledwie zipiałam resztką sił, to później nagle bez żadnego problemu mogłabym siedzieć nad książką do późnej nocy.

Jednak jak się ma dzieci, to wiele rzeczy, na które mogą sobie pozwolić osoby bezdzietne, pozostaje w kwestii niedoścignionych marzeń, m.in. samodzielne dysponowanie swoim czasem.
 To moje życie tak się poukładało, poprzeinaczało, że ze sowy stałam się z upływem czasu skowronkiem. I wiecie co? Nawet to polubiłam. Lubię to moje ranne wstawanie, choć czasami to nieco "boli", bo tak bardzo chciałoby się móc przytulić głowę jeszcze trochę do poduszki. Ale to takie fajne, jak się wstaje, gdy w domu jest jeszcze CICHO (ach, jakie to piękne słowo, nawet pojęcia nie macie, sądzę, że inni rodzice doskonale mnie rozumieją) i można choć chwilę pobyć samemu ze sobą, ze swymi myślami, posłuchać odgłosów domu i tego, co za oknem, a nie ciągłego "mamaaa!". To cudowne chwile. Więc wstaję, choć dobrze, że nikt mnie o tej porze nie widzi, bo raczej zombie przypominam, niż człowieka, mój organizm potrzebuje trochę czasu, żeby się tam w środku obudzić i zacząć jako tako wyglądać.  
Poranna toaleta i obowiązkowy masaż twarzy z wklepywaniem kremu. Uwielbiam to, czuję, jak moja skóra budzi się do życia :) Siedzę w tym czasie na łóżku, patrzę na świat za oknem przez podniesioną roletę i spokojnie przygotowuję się do nowego dnia. 

Jak wiecie już, jestem matką trzech chłopaków w wieku szkolno- przedszkolnym. Obowiązkowe więc jest śniadanie i to domowe i to "wychodne". A jest co szykować dla takiej ekipy. 
 Tak więc po ogarnięciu siebie idę do kuchni i zaczynam produkcję śniadaniową. Jak w fabryce przy taśmie produkcyjnej :) Moi chłopcy kiedyś policzyli, ile śniadań muszę rano wyprodukować. Wyszło im 7. Jest więc co robić. Szykuję wszystko, zanim przyjdzie pora obudzić chłopców do szkoły i przedszkola. Jak wstają, to zazwyczaj jestem na etapie wypuszczania ostatnich egzemplarzy z mej śniadaniowej produkcji :)

Od dłuższego już czasu mam taki zwyczaj, że wiele rzeczy na rano szykuję sobie już wieczorem. w ten sposób rano można zaoszczędzić mnóstwo czasu, nie ma tej niepotrzebnej nerwówki. Tym bardziej, że dwóch moich chłopców to ciężki kaliber, jeśli chodzi o wstawanie rano. Koszmar, to czasami mało powiedziane, szczególnie jeśli chodzi o najmłodszego. Pocieszam się tym, że może z wiekiem dorośnie do tego wczesnego wstawania... (choć czy około 7 rano, to tak bardzo wcześnie??)

Wieczorne szykowanie zajmuje mi zaledwie parę minut, system mam już opanowany, a rano mam ten luz, że nie muszę się takimi "pierdołami" zajmować.
 A co konkretnie szykuję, zapytacie - otóż:
- ubrania dla całej trójki - uwzględniając oczywiście pogodę, jaka ma być następnego dnia (chwała prognozom pogody!), oczywiście mając w zanadrzu zestaw nr 2, 
- stół w kuchni - kubki, talerze, śniadaniówki, wodę dla chłopców do szkoły, też pieczywo na rano, żeby później nie szukać z obłędem w oczach, gdzie jest drugi bochenek chleba, bo ten się właśnie skończył :) - A tak zresztą, to moi panowie uwielbiają rano jeść duże rogale z twarożkiem - to obowiązkowy zestaw już od dawna, do tego herbata malinowa :)
- oczywiście ubranie dla siebie :)
- no i moi panowie przed pójściem spać przynoszą do kuchni swe spakowane już plecaki do szkoły, nie ma czegoś takiego, jak pakowanie się dopiero rano, wszystko musi być uszykowane już wcześniej

Niby niedużo, ale uwierzcie, rano to wszystko niesamowicie ułatwia życie i oszczędza czas :)
I wiecie co? Jestem z siebie dumna bardzo, bo wszystko to wypracowałam samodzielnie, jeszcze zanim przeczytałam książkę "W domu Madame Chic", której autorka Jennifer L. Scott pisze m.in. właśnie o właściwej organizacji poranka. Żeby np. wieczorem przygotować sobie stół w kuchni/jadalni na rano. 
Oto cytat : "Śniadanie najlepiej zorganizować dzień wcześniej. Wieczorem decydujemy, co będziemy jeść, i nakrywamy do stołu." 
Tak, tak jest u nas i to od dawna, nawet wieczorem właśnie zapadają decyzje, co ma być na śniadanie domowe i szkolne. Wtedy mam gwarancję, że śniadanie będzie zjedzone, a nie wyląduje w lodówce lub w ostateczności na kompostowniku. 

Zaczęłam pisać o tym, że lubię poranki. Tak, lubię tą porę dnia, nawet coraz bardziej. W kuchni cicho gra radio, słucham dźwięków zza okna, z pokoju chłopców słychać jeszcze ich miarowe oddechy. Nawet w niedzielę jest tak, że wstaję wcześniej, często najwcześniej z naszej ekipy, i mam tą chwilę tylko dla siebie, a później stopniowo, w coraz liczniejszym gronie, zaczynamy kolejny nowy dzień.

Życzę i Wam odnalezienia tego uroku swego poranka.
Miłych poranków każdego dnia :)
 K :)

2 komentarze:

  1. Podziwiam Cię za tą organizację przy 3 synach;) Ja dzieci nie mam, mężem się nie przejmuję, sam musi o siebie zadbać. Ale też lubię swoje poranki, chociaż nie lubię wcześnie wstawać, delektuję się śniadaniem, trochę sprzątam, czy ćwiczę rano co daje mi kopa na resztę dnia. Na dzieci gotowa nie jestem i pewnie prędko to się nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Bogusiu. Tak, to prawda, przy trójce dzieci pracy jest od groma, nie ma czasu na nudę. Dlatego, tak jak napisałam, te chwile rano, gdy wstaję po szóstej, są tylko dla mnie, takie krótkie momenty, wyrwane z całego dnia, ale przez to jakże cenne :) Zazdroszczę Ci nieco tej możliwości poświęcenia czasu tylko sobie, tych ćwiczeń. Na jakiś pełny trening nie mam możliwości, ale choć parę ćwiczeń, tak na rozpoczęcie dnia, to też dobry, choć miniaturowy, zastrzyk pozytywnej energii.

      Usuń