środa, 27 kwietnia 2016

Zmęczona?? No cóż...

Witajcie :)
Tak,  przyznaję otwarcie, bez przymusu i "bez bicia". Jestem zmęczona. Ten, kto nie prowadzi domu dla w sumie 7-osobowej ekipy, ten nie wie, jak to jest. Praktycznie cały ciężar prowadzenia domu dla takiej gromadki spoczywa na mych barkach. Trójka dzieci, mąż, którego większą część dnia nie ma, dwie starsze osoby ( w tym jedna z chorobą Alzheimera). Coś jeszcze dodać??
Stąd tak rzadko bywam ostatnio na blogu. Bo nawet jeśli wieczorem mam trochę czasu, to najczęściej jestem już tak padnięta, że nie mam nawet siły czytać choćby paru stron książki, a co dopiero coś pisać. 
W domu jest tyle obowiązków na co dzień,  które muszę wykonać, że często nie wiem, za co się najpierw wziąć. A od jakiegoś czasu doszło do tego sprzątanie dobytku po mojej cioci, o czym pisałam już w poście "Być jak chomik". Coraz bardziej zbliżamy się do remontu poddasza po cioci, ale i tak nadal bardzo,  naprawdę bardzo dużo rzeczy czeka na decyzję, co z nimi się stanie. Czy zostaną u nas, czy znajdą nowy dom, czy w ostateczności trafią do kontenera. A to wszystko musi przejść przez moje ręce,  każdy najmniejszy nawet papierek, drobiazg.
Często ogarnia mnie uczucie, że to wszystko mnie przerasta. Stoję bezradnie nad kolejną stertą dziwnych rzeczy, przez którą muszę się przekopać i już naprawdę nie wiem, co z tym zrobić, a wyrzucić tak po prostu, bez przejrzenia tego, nie mogę... I wtedy zupełnie nie wiem już, co robić, przekładam rzeczy bezładnie z miejsca na miejsce, a w końcu rzucam co wszystko, idę sobie. I to nawet działa, bo gdy po jakimś czasie znów wracam do tej sterty, to jakoś tak z "świeżym umysłem" doznaję nagle olśnienia jakiegoś i werwy do pracy. I dalej porządki idą swym normalnym tokiem.

Ale przychodzi taki moment jak dziś. Miałam od rana zrobić pranie i iść sprzątnąć na poddasze kolejną partię. Ale jak widzicie, nie robię tego, tylko siedzę przy komputerze, z moją ulubioną białą kawusią i przepyszną kanapką - pajda chleba z domowej roboty marmoladą rabarbarową. Poezja po prostu :)) Możecie zresztą zobaczyć do samtutaj
Za jakiś czas pewnie wyląduję w końcu na tym nieszczęsnym poddaszu, ale teraz, teraz jest ta chwila tylko dla mnie. Zmęczona, w końcu choć chwilę sama - wierzcie mi, w domu z taką ilością osób, to jest naprawdę rzadkość. Chłopcy są teraz w szkole i przedszkolu, mąż w pracy, mama z ciocią u siebie (bo tak NAPRAWDĘ sama w domu to byłam całe wieki temu...)
Takie chwile tylko dla siebie, wyszarpywane dosłownie gdzieś z całego dnia... Nie jest to fajne, bo nawet jeśli zaplanuję sobie dzień, poukładam obowiązki i gdzieś tam też ma znaleźć się ta chwila tylko dla mnie, to niestety wyskakuje nagle coś niespodziewanego, trzeba z dzieckiem jednym czy drugim odrobić lekcje, jakaś praca plastyczna jest do zrobienia (i szukaj tu człowieku dziwnych materiałów - mając dzieci w wieku szkolno- przedszkolnym trzeba trzymać "w zanadrzu" pełno jakichś dziwnych rzeczy, bo stale coś tam do szkoły potrzebne jest i to "na jutro", a często dzieciom dopiero wieczorem, przed pójściem spać, przypomina się, że coś tam potrzebują. Rodzice, znacie to?) Albo coś tam nagle z mamą lub ciocią jest nie tak, trzeba szybko interweniować. Czasu na nudę, ale i wypoczynek taki solidny, to jak widzicie, ja nie mam niemal wcale. 

Dlatego każdego dnia uczę się, żeby choć te skromne chwile wolności i czasu tylko dla siebie, umieć wykorzystywać na "nicnierobienie" - słucham sobie muzyki (ach, pliki mp3 w telefonie + słuchawki to super wynalazek :)), czytam książkę czy czasopismo (choćby jedną stronę, ale to już zawsze coś), rozmyślam o różnościach, chwilę potańczę (jak nikt nie widzi), lub pośpiewam (jak nikt nie słyszy - szczególnie w samochodzie ćwiczę mój głos:)) - w końcu kilka lat śpiewałam w chórze). Takie niby nic, ale każda maleńka choćby chwila, dodana jedna z drugą, to olbrzymi sukces, na wagę złota :)

Obiecałam w ostatnim poście pewną niespodziankę, tak, pamiętam o niej, ale żeby ją zrealizować, potrzebuję czasu. Tym bardziej, że w zamierzeniu nie będzie to " coś" jednorazowego. Obiecuję, że jeszcze trochę, i będziecie mogli ją zobaczyć na własne oczy. 

Tymczasem pora kończyć pisanie, kawa czeka jeszcze na mnie. Teraz oddam się słodkiej chwili nicnierobienia, w końcu chyba zasłużyłam na nią, jak sądzicie? A później wróci proza życia, czyli: witaj poddasze. A tymczasem...
Do następnego przeczytania:)
K:)   

1 komentarz:

  1. Żyłam w 6 os, rodzinie a nawet pewien czas w 7. Wiem, jak to jest, gdy nie ma się dla siebie wolnej przestrzeni, chwili, gdy ktoś nie siedzi tuż obok. Później, aż dziwnie było mi mieszkać we dwoje, właściwie teraz przez większość czasu przebywam sama ze sobą. I nie wiem co gorsze? Ale jedno jest ważne, odpoczywaj tak jak lubisz, kiedy tylko nadarza się taka okazja:)

    OdpowiedzUsuń